sobota, 25 października 2014

Rozdział 2.

Zadzwonił do niej tuż po jej przybyciu do mieszkania. Zaproponował wypad w dniu jutrzejszym do klubu. Gdy zapowiedział przyjazd taksówką wiedziała, że poleją się litry alkoholi. Bo Kevin pił tylko na całego (czytaj: upicie się do nieprzytomności). Nie mówił z jakiej okazji, ale czy to było ważne? Dla piłkarza każda okazja była dobra. To się u niego nigdy nie zmieniło - zamiłowanie do alkoholu i piłki nożnej. nie można było powiedzieć, że Kevin jest alkoholikiem. Jeśli już to miłośnikiem zabawy i imprez. A wiadomo, że nieodłączną częścią tych rzeczy są właśnie procenty. Sam Kevin wyznawał zasadę "Jak zabawa to tylko po pijanemu!". Więc nie mając wyboru musiała się pogodzić z tym, że nie wróci trzeźwa (lub sama - jak kto woli). Zwykle nie będąc sobą szalała do granic możliwości.
Z samego rana grzebała w szafie szukając idealnego ubrania. nie wiedziała czy skusić się na sukienkę czy pozostać przy koszulce i dżinsach. Chciała zadzwonić do Großkreutza, ale zrezygnowała - nie chciała zawracać mu głowy. Którego faceta interesują ubraniowe problemy kobiet? No właśnie - żadnego. po dłuższych poszukiwaniach zdecydowała się na małą czarną i szpilki.
Po wybraniu tych wszystkich rzeczy położyła się na łóżku. Podkuliła nogi i spojrzała przez okno na panoramę Dortmundu. Z daleka można było dostrzec stadion. Czy sobie poradzi? Czy on ją kiedyś pokocha? Czy zawsze będzie w jego oczach tylko małą, grubą, siedmioletnią dziewczynką? Czy może pozna kogoś, kto ją pokocha taką jaką jest? Czy kiedyś odpuści? Czy jej miłość minie? A może to tylko zauroczenie, przyzwyczajenie?
Zamknęła oczy dając upust jej pytaniom, które męczyły jej głowę. Było ich tak dużo, że nie umiała ich wszystkich wyłapać. Może to tylko jej się wydawało, ale zaczęła ją od tego boleć głowa. Zmęczona dalej podróżą zasnęła nie zdając sobie z tego sprawy.

Obudzona monotonnie dzwoniącym dzwonkiem drzwi i telefonu wstała. Spojrzała i przejechała sobie dłonią po twarzy robiąc "facepalma". za pół godziny zaczynała się impreza a ona nie była gotowa? Niemal pobiegła do drzwi podrażniona dźwiękiem brzmiącym po całym domu. Otworzyła nie patrząc kto to i pobiegła do łazienki. Wyciągnęła wszystkie kosmetyki i zaczęła pośpiesznie robić sobie makijaż.
- El? - usłyszała głos Kevina za drzwi. - Gdzie jesteś? Spóźnimy się! - oznajmił z nutą goryczy w głosie na co dziewczyna parsknęła śmiechem. Chłopak zawsze się cieszył każdą minutą imprezy. Więcej minut równało się więcej zabawy.
- Zaspałam. Jestem niegotowa! - poskarżyła się mu gdy wszedł do łazienki. Przyjrzał jej się jak pośpiesznie maluje sobie rzęsy.
- Wyglądasz świetnie. Nie potrzebujesz tej tapety. - oświadczył szczerze za co oberwał szturchnięciem od Eleny.
- Nie zdążę ze wszystkim, więc niech będą tylko rzęsy i błyszczyk. - westchnęła dokańczając swoje dzieło. Podążyła do pokoju zamykając go na wszelki wypadek. Założyła ubranie i ochrzaniła samą siebie za pomalowanie się najpierw.
Wzięła torebkę i spojrzała w lustro podziwiając swój efekt. Następnie krzyknęła do Kevina, który już oglądał zawzięcie jakiś mecz, że jest gotowa.
Dojechali na miejsce z piętnastominutowym opóźnieniem. Według doniesień Kevina, wszyscy już byli i czekali na największego imprezowicza - jego samego. Było ogólne poruszenie, bo on nigdy, ale to nigdy się nie spóźniał na takie rzeczy. Zawsze był pierwszy! A teraz to on przyjeżdżał ostatni co pewnie miał trochę za złe swojej przyjaciółce.
- Gniewasz się? - spytała go, gdy wysiadła z taksówki.
- Jeśli z tobą teraz mam się zawsze spóźniać na imprezy to tak. - odparł, ale widząc smutną minę brunetki przytulił ją do siebie. - Żartowałem głuptasie. Bez ciebie to nie impreza.
- I tak ma być, Kevin. - zaśmiała się i pierwsza weszła do środka. Ogłuszyła ją muzyka, ale po pewnym czasie przyzwyczaiła się. Rozejrzała się wokoło ,ale widziała same obce twarze. No może nie obce, bo z telewizji kojarzyła zawodników Borussii a niektórych widziała na żywo jak mieszkała w Dortmundzie. Poczuła ręce w talii, ale wiedziała, że to tylko jej przyjaciel.
- Gotowa poznać moich przyjaciół - gwiazdy światowego formatu?  - spytał ją niemal krzycząc jej do ucha.
- Tak. - odkrzyknęła a on pociągnął ją w kierunku baru. Usiedli na wolnych krzesełkach i zamówili picie. Großkreutz na chwilę zniknął, ale wrócił z wysokim blondynem.
- El, to Marco! Marco to El! - krzyknął przedstawiając ich sobie choć się znali. oboje przyglądali się sobie wchłaniając każdy szczegół. Zmienił się, oceniła przegryzając wargę, na lepsze. Już chciała coś powiedzieć, gdy ujął jej dłoń i pocałował ją. Dziewczynę to zaskoczyło, bo nie tak go zapamiętała. Pamiętała go jako łobuza bez manier i umiaru, ale minęło dużo czasu i każdy się w końcu zmienia.
Spojrzała na Kevina a on wzruszył rękoma, ale miał dziwny wyraz twarzy.
- Zatańczysz? - spytał z lekką chrypką pochylając się w jej kierunku. Owionął ją zapach perfum, które od razu jej się spodobały. Spojrzała ostatni raz na przyjaciela i towarzysząc blondynowi ruszyła na parkiet. Akurat leciała wolna muzyka, ale dziewczyna nie uznała tego za przypadek. Spojrzała na niego a on odwzajemnił spojrzenie. Nie odrywając od niej wzroku objął ją w talii i przysunął do siebie. Patrzył na nią w nowy dla dziewczyny sposób. W oczach innych było widać pożądanie. A u niego? Nie umiała stwierdzić. 
Poruszali się powoli w rytmie tańca. Choć nie znała piosenki a tym bardziej kroków do niej blondyn prowadził ją tak, że czuła się komfortowo. Był dobrym tancerzem. Poruszał się w rytmie a dziewczyna próbowała go naśladować, ale nie wychodziło jej to za bardzo. Jednakże nie przejmowała się tym. Cieszyła się chwilą. Z blondynem, który był przyjacielem Großkreutza. Może Kevin będzie zazdrosny i sam ją zaprosi do tańca?, przemknęło jej przez myśl,gdy szukała wzrokiem chłopaka. Jednak nie patrzył wcale na nią, ale w towarzystwie jego kolegów głośno komentował wygląd barmanki co chwilę wybuchając śmiechem.
- Obrót. - powiedział jej do ucha blondyn wyrywając ją z zamyślenia. Posłusznie się obróciła a gdy była tyłem złapał ją w pasie i przechylił ją do tyłu. Przybliżył swoją twarz do jej, ale akurat skończyła się piosenka i brunetka wyrwała się z objęć chłopaka. Pobiegła do baru i zamówiła coś mocniejszego. Jak się bawić to się bawić, pomyślała wypijając do dna napój. Skoro Kevin szaleje to i ja mogę, dodała. Wróciła szybko do Reusa, który siedział sam na stołku bawiąc się słomką od napoju, Było widać, że nie miał co ze sobą zrobić.
- Jestem mój blondasku. - przywitała się ponownie z Marco i pocałowała go pod wpływem alkoholu. Nie obchodziło ją czy on ma dziewczynę. Liczyło się to, aby dopiec Kevinowi.

Szkoda, że nie doczekałam się 4 komentarzy, ale mam nadzieję że to się zmieni! Mam do Was w związku z tym ogromną prośbę. Gdybyście poleciły komuś ten blog byłoby świetnie.
Do nexta!

NEXT = 4 KOMENTARZE

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 1.

sierpień, 2013
Elena usiadła na walizce czekając na taksówkę. Ile jej tu nie było! Ponad 8 lat! Dortmund się nieco zmienił, ale nadal przypominał jej swój dom. Ten sam zapach trawy, spalin a nawet powietrza. Ludzie ci sami tylko może częściej się widziało żółto-czarne barwy. Bo teraz to nie był wstyd. Teraz Borussia to była duma. I nie ważne było, że nie wygrali Ligi Mistrzów. Samo dojście klubu z dość niskim budżetem (patrząc na Real czy Barce) było osiągnięciem niebywałym.
Właśnie dzięki temu wydarzeniu postanowiła wrócić do domu. Studia skończyła, choć przyjaciół miała kilku, ale dla niej najważniejszy był Kevin. To z nim chciała być. Przez te kilka lat się zmieniła. Poznała swoje ciało, które (jak odkryła w stolicy Hiszpanii) bardzo przyciągało mężczyzn. Jednak żaden jej nie interesował, bo ten o którym myślała (już nie tak często) był w Niemczech. I z tego co się dowiedziała od jego rodziców miała się z nim spotkać jeszcze dzisiaj. To miała być niespodzianka. Ale chyba niespodzianką będzie jak mnie pozna, pomyślała dziewczyna z przekąsem.
W kilkanaście minut znalazła się przed swoim nowym mieszkankiem. Było małe, ale dość obszerne jak dla niej. Pracę miała załatwioną. Musiała tylko wstąpić do rodziców Kevina. Mieli pojechać z Lennym, jego młodszym bratem, po starszego Großkreutza. Rodzice go poinformowali aby podjechał pod stadion. Wszystko było zaplanowane.
- O boże Lenny! Jak ty wyrosłeś! - powitała go. Wiedziała, że go nie pamięta. Sama by nie pamiętała będąc niemowlęciem.
- Ty też, Eleno. - uśmiechnęła się pani Großkreutz podając mu piłkę do nogi.
Po zapoznaniu się i pożegnaniu z mamą Kevina i Lenny'ego udali się na stadion. Wcześniej zadawał jej mnóstwo pytań na które odpowiadała i sama się pytała. Gadali prawie o wszystkim.
Dopiero wtedy El uświadomiła sobie jak wiele się zmieniło w jego życiu. Jak szybko stał się Dzieckiem Dortmundu, wzorcem dla dzieci i przebił się do podstawowego składu. Lenny opowiadał z dumą w głosie o swoim bracie. Elena też była z niego dumna. Cieszyła się, że tak szybko się rozwinął w ich ukochanym klubie. Wiedziała, że to zawsze było jego marzeniem. Z dumą reprezentować klub z Zagłębia Ruhry.
A jej marzenie? Czemu nie może się spełnić? Czemu nie może się związać z żadnym chłopakiem? Bo skupiała się tylko na jednym zamiast poszerzyć swoje horyzonty. Ale uparcie zaprzeczała samej sobie.
- Kevin! Kevin! Kevin! - krzyczał Lenny na zbliżającego się chłopaka. Wyglądał na kompletnie zagubionego przez tą sytuację. Ona sama też nie rozumiała tego do końca, bo to nie miało sensu. Co tu niby robił Lenny? I na dodatek z obcą dla niego dziewczyną?
- Lenny! O co chodzi? - był coraz bliżej. - I czemu do cholery jesteś sam przed stadionem?
- Nie jestem sam! Jestem z Eleną! - odparł obrażony chłopak patrząc na niego spode łba. Nie lubił nadopiekuńczego Kevina.
Spojrzał w jej stronę a ona w jego. Jej oczy niemo pytały czy ją pamięta. A on? Nic nie dało się wyczytać z jego twarzy. Zrezygnowana opuściła głowę powstrzymując łzy. Czuła się jak przed kilkunastoma laty. Bądź silna, pomyślała jak wtedy.
Odwróciła się i poszła. Tak po prostu odeszła od niego. Nie odwróciła się ani razu.
Jednak po chwili poczuła jak jest chwytana za biodra i podnoszona do góry. To Kevin śmiał się i obracał ją wokół siebie. Następnie przytulił do siebie tak, że bez problemu mogła wdychać jego perfumy. Zachichotała. Kevin używa perfum? Co to się z ludźmi dzieje!, śmiała się w duchu. Było jej dobrze w jego ramionach.
- Najlepszy prezent urodzinowy jaki dostałem. - szepnął i mocniej ją przytulił.
- Ale twoje urodziny już były. - odparła bystro.
- Zawsze mówiłem, że z ciebie drugi Reus! Wymądrzacie się i za wami nie nadążam. - roześmiał się odsuwając ją od siebie choć trzymał ją za ramiona.
- Nadal się z nim przyjaźnisz?
- No ba! A co ty myślałaś? Od małego po starego! - uśmiechnął się ukazując rząd zębów.
- Jedźmy już do domu lub pograjmy w nogę! - narzekał Lenny siedząc na piłce i im się przyglądając.
- No to pograjmy w nogę! - wyszczerzył się i pociągnął Elene oraz brata ze sobą. Przemierzali korytarze obiektu a dziewczyna milczała i podziwiała każdy szczegół. Szczególnie gdy trafili do tunelu wychodzącego na murawę. Ciarki jej przeszły po plecach. Zawsze chciała przejść przez ten tunel, próbować poczuć co oni czują gdy wychodzą do gry. I teraz to się stało. Dzięki Kevinowi.
Gdy dotarli na środek pola gry, tam gdzie zaczynają się połowy meczu, El zorientowała się że ma na sobie zwykłe trampki. Uspokoiła się gdy zauważyła, że bracia również nie mają odpowiedniego obuwia do gry.
Zaczęli grać. Brunetka znowu poczuła radość z gry. Z przyjemnością dotykała piłki, dryblowała, lobowała. Czuła, że żyje. To uczucie towarzyszyło jej wyłącznie gdy grała. A wzmagało się, gdy walczyła z brunetem o piłkę. Wiedziała, że na dłuższą metę nie ma z nim szans. I miała rację, lecz była przebiegła, gdy popchnął ją ona pociągnęła go za sobą tak, że leżał na niej. Niedosłownie oczywiście. Upadł na ręce, aby jej nie przygnieść swoim ciałem. Wpatrywali się w siebie. Elena czekała na ruch z jego strony, ale się nie doczekała. Wpatrywał się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarz. Chwilę później sam wstał a potem jej pomógł. Spojrzała na niego, ale unikał jej wzroku.
- Idziemy Lenny. - oświadczył i po raz pierwszy od ich upadku spojrzał na nią. Uśmiechnął się i we trójkę wrócili do swoich domów. Wcześniej dawni przyjaciele wymienili się numerami.
Dlaczego unikał jej wzroku? Dlaczego wtedy popatrzył na nią w inny sposób? Czyżby po raz pierwszy spojrzał na nią jak na kobietę? Te pytania chodziły Elenie po głowie, ale stwierdziła, że nie dostanie na nie szybko odpowiedzi.
Poczuła jak brunet obejmuje ją w pasie. Uśmiechnęła się na jego dotyk. Tak bardzo go jej brakowało. Nikt nie mógł go zastąpić. Może poznała masę fajnych ludzi w Madrycie, ale oni nie byli Kevinem. Nie miała z nimi takiej więzi jak z Großkreutzem. Dlatego tak się cieszyła, że go może znów dotykać, przytulać, rozbawiać.
- Dziękuję ci, Kevin, - wyszeptała mu do ucha. Spojrzał na nią zdziwiony,
- Za co? To ja ci powinienem dziękować za to, że wróciłaś na stare śmieci.
- Dziękuje ci za to, że dotrzymałeś obietnicy, że mnie pamiętasz,
- Nigdy cię nie zapomnę, maleńka. - odparł przyciągając ją bliżej siebie. - Nigdy.


Dziękuję za te pocieszne komentarze!
Rozpisałabym się, ale jestem chora, więc napiszę tylko... POLSKA MISTRZEM WSZECHŚWIATA!!!

NEXT = 4 KOMENTARZE

niedziela, 5 października 2014

Prolog

wrzesień, 1996
Mała, puszysta siedmiolatka siedziała osamotniona na ławce. Nie miała przyjaciół. Tłumaczyła sobie, że to przez jej tuszę. Kto by chciał się zadawać z otyłym dzieckiem? Każde dziecko powinno być szczupłe i uśmiechnięte. A ona była całkowitym przeciwieństwem. Niektórzy byli grzeczni a inni rozrabiali na przerwach i lekcjach. Ona należała do tych pierwszych. Nie podpadała prawie wogóle rodzicom. Przez to zadawała sobie pytanie: dlaczego ja? Dlaczego ona musiała być najgrubsza i jedna z niższych w klasie? Dlaczego bóg obdarzył ją takim wyglądem?
Oglądała jak chłopcy z jej klasy grali z drugoklasistami w piłkę nożną. Poubierani byli w różne ubrania tak, że nie można było rozróżnić kto gra w czyjej drużynie. Jednak jeden chłopak się wyróżniał spośród pozostałych. Ubrany był cały na żółto a gdzieniegdzie można było znaleźć też czarny. Każdy w tym mieście kojarzył te barwy.
Po chwili dobiegł do nich blondyn z jej klasy. Był niski i chudy. Jego włosy w biegu unosiły się i opadały pozostawiając nieład na głowie.  Chłopak jednak wcale tym się nie przejął a dziewczynka stwierdziła, że też nieźle wygląda. Blondyn ustawił się na bramce, ale zanim ją wogóle dotknął zabrzmiał dzwonek.
Wszystkie dzieci pobiegły w kierunku drzwi i zaczęły się przez nie przeciskać. Były tylko dwie pary więc wejście do budynku szło mozolnie. Ale jej to nie przeszkadzało. Wolała być ostatnia niż się pchać i usłyszeć "Nie pchaj się tak, grubasie!". Jednak nie zawsze obchodziło się bez obelg.
- Elena! - krzyknęli do niej chłopcy a raczej rudy chłopak. - Powinnaś z nami grać w nogę, bo z taką szerokością to spokojnie zasłonisz bramkę. - zaśmiał się głupkowato a niektórzy mu zawtórowali.
Bądź silna, pomyślała, ale łzy cisnęły jej się do oczu. Nie przy nich. Nie mogła pokazać, że coś takiego ją rusza.
- Cicho bądź, Manu. - odezwał się brunet ubrany w klubowe barwy miasta. To on trzymał piłkę, więc nie bał się rozkazywać koledze. W końcu każdy znał zasadę, że ten kto ma piłkę ma władzę. - Chodźmy już lepiej. - oświadczył brunet. Spojrzał na blondyna, który przyglądał się wszystkiemu z boku. - Ty też, Marco.
- Kevin, nie rób się taki władczy. - burknął zakładając rękę na rękę. - Też mam piłkę a to niczym nie świadczy. - poinformował inteligentnie kolegę.
- Dobra, nie mądrz się. - poczochrał mu włosy. - Idź już.
- A ty?
- Zaraz pójdę również. - odparł zerkając na Elenę. Odezwał się do niej, gdy blondyn był dość daleko. - Widziałem cię na meczu.
- Ja ciebie też. - odpowiedziała lekko się rumieniąc.
- Nie wiedziałem, że spotkam fanke Borussi w moim wieku. - powiedział szczerze zdziwiony.
- Jestem od ciebie młodsza. - zauważyła inteligentnie dziewczynka.
- Drugi Marco, normalnie. - zaśmiał się chłopak. - Kurde, nie przedstawiłem się. Kevin Großkreutz.
- Elena Wright.
- Przepraszam cię za nich. - przeprosił nawiązując do minionej sytuacji.
- Przyzwyczaiłam się. - westchnęła cicho. Spojrzała na drzwi i zorientowała się, że są puste podobnie jak dwór. - Już lekcja! - krzyknęła i zaczęła biec a brunet za nią.

maj, 2005
Domknęła walizkę i usiadła na łóżku. Spojrzała przez okno na stadion w oddali. Jej drugi dom. Zresztą nie tylko jej. Kevina i innych ludzi również. Wyobraziła wychodzących szczęśliwych kibiców ze stadionu. Utrzymali się. Borussia została w Bundeslidze. I pomyśleć, że mogła zbankrutować. Jak Kevin musi być szczęśliwy.
Kevin. To imię chyba już na zawsze zagościło w jej sercu. Dzięki niemu się zmieniła. Psychicznie i fizycznie. Stała się pewną siebie, zabawną, upartą dziewczyną. Na dodatek z nienaganną figurą, według niektórych.
W przeciągu kilku lat zdążyła stwierdzić, że się w nim zakochała. On potrafił sprawić, że na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Gdy się pokłócili mocno to przeżywała. Nie mogła spać po nocach, była rozproszona. Była jak szkło. Pękało i czekało aż ktoś je posprząta. Tyle, że on je składał tak, aby były całością. Była od niego uzależniona. Teraz kiedy grał w Rot Weiß Ahlen rzadziej się z nim widywała. Tęskniła za nim, ale nie jak za przyjacielem. Jak dziewczyna za swoim chłopakiem.
Tyle, że byli tylko przyjaciółmi. Myślała, że z biegem lat to się zmieni. Kevin wydorośleje i spojrzy na nią jak na kobietę. A on nadal tylko widział w niej małą, otyłą dziewczynkę kibicującą swojej ukochanej drużynie.
Z rozmyślań wyrwało ją zakrycie jej oczu. Wstrzymała na chwilę oddech, ale potem się uśmiechnęła.
- Kto to? - zapytał męski, dobrze znany jej głos.
- Ty!
- Czyli?
- Głupek, który przyszedł się pożegnać z przyjaciółką. - odparła a on odsłonił jej widok.
- Kurde, dobra jesteś. Normalnie drugi Reus. - zaśmiał się Kevin obracając ją w swoją stronę.
- Marco?
- No nie mów, że nie pamiętasz naszego Woody'ego.
- Sorry, ostatni widziałam go jak kończyłam podstawówkę. - zrobiła przerwę i kontynuowała. - Słyszałeś? - spytała go uśmiechając się szeroko. Kiwnął głową odwzajemniając gest. Rozumieli się tak dobrze jakby czytali sobie w myślach. Oczywiście chodziło im o utrzymanie się miejscowej drużyny w Bundeslidze.
Dziewczyna nagle zaczęła śpiewać na całe gardło "Ole' jetzt kommt der BVB*" a chłopak jej zawtórował. Śmiali się i śpiewali patrząc na zbliżający się wieczór w Dortmundzie. Im bliżej było nocy tym mniej godzin zostawało jej do odjazdu. W nowe życie, nową kulturę, nowe rejony.
- Będzie mi tego brakować. - oznajmiła smutno na niego spoglądając. Stał chwilę zdezorientowany, ale szybko ją przytulił do siebie.
- Mi ciebie też, El. - wyszeptał jej do ucha.
Odsunęła się od niego i spojrzała w jego oczy. Były smutne, pełne bólu. Podobnie jak jej. Przybliżyła się do niego chcąc go pocałować, ale nic nie zrobiła. Zamiast tego przytuliła się do jego klatki. Nie chciała niszczyć tego co jest pomiędzy nimi. Zbyt długo się przyjaźnili, aby ona miała to zepsuć w parę sekund.
- Po co tam jedziesz? - spytał ją głaszcząc ją po plecach.
- Mój tata tam znalazł lepszą pracę. W sumie to... lepsza dla mnie przyszłość.
- Czemu nie zostaniesz tym kim ja? Czemu jedziesz do tego cholernego Madrytu zostawiając mnie? - zadał pytania z goryczą. Dziewczynie oczy zaszły łzami.
- To nie moja decyzja, Kevin. Ale cokolwiek będzie obiecaj mi tylko jedno.
- Co tylko chcesz, maleńka.
- Nie zapomnij o mnie. Nie zapomnij o swojej El. - wyszeptała. Przytulił ją mocniej.
- Nigdy nie zapomnę. - obiecał.

* "Ole' nadchodzi BVB!" śpiewana po zdobyciu gola przez BVB


Witam drogich czytelników!
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca opowiadania i będziecie chętnie komentować moje wypociny.

NEXT = 3 KOMENTARZE